piątek, 5 października 2007

Aktywnie

Witam gorąco z Cypru, na którym dzisiaj na szczęście jest trochę chłodniej niż ostatnio (noo tak, dzisiaj jest TYLKO 25 stopni). Ostatnie dni spędziłam raczej aktywnie. Zwiedzałam i sie bawiłam... ale od początku.

W środę wybrałam się ponownie do północnej części Cypru, tym razem z Olą i kolegami z pracy (z których w sumie jeden jest moim szefem ;)) Tym razem nie przejeżdżaliśmy przejściem w Nikozji, ale pojechaliśmy do Famagusty i tam przekraczaliśmy granicę. Długi odcinek jechaliśmy wzdłuż granicy... w oczy rzucały się opuszczone domy, z których ponad 30 lat temu musieli uciekać Grecy cypryjscy. Widziałam też żołnierzy stojących na budynkach z bronią w ręku... nie był to miły widok. Ale jak się okazało - to było jeszcze nic. W samej Famaguście oprócz przepięknych ruin antycznego miasta również natrafiliśmy na całą opuszczoną dzielnicę, w której kiedyś mieszkali Grecy - wielkie hotele, kościoły, domy - część miasta jest po prostu otoczona drutem kolczastym i nikt nie ma do niej wstępu. Wygląda to wszystko strasznie i bardzo wyraziście przypomina o tym, że Cypr jest wyspą całkowicie podzieloną.

Po wyjeździe z Famagusty pojechaliśmy na sam koniec Cypru - jeśli spojrzycie na mapę to byłam na końcu półwyspu znajdującego się na północnym wschodzie. Czemu akurat tam?? Bo - jak powiedział Kostas - są tam jedne z najpiękniejszych plaż. I zgadzam się z nim w 100%, choć jeszcze nie widziałam zbyt wiele plaż na Cyprze. Ta na której byliśmy była strasznie szeroka, otoczona górami, z krystalicznie czystą wodą i pięknym piaskiem. A jej największym atutem było to, że była zupełnie pusta - oprócz nas było tam może 5 osób. Coś wspaniałego!! Zachód słońca natomiast obejrzeliśmy w innym miejscu, równie cudnym jak wcześniejsze.A w czwartek... na uczelni była impreza dla studentów. Darmowe wejście, darmowe jedzenie (pizza) oraz picie (alkohol i soki). Wątpię żeby na mojej uczelni zorganizowano kiedykolwiek coś takiego. W każdym razie - wytańczyłam się za wszystkie czasy, w międzynarodowym towarzystwie. Koło 12:00 zapakowali nas do busów i zawieźli do centrum, do klubu. I tam się bawiliśmy przez następne kilka godzin. Nie pamiętam kiedy się tak ostatnio bawiłam!

Dzisiaj za to mam luzy, ale to dobrze bo ciągle tylko biegam! Jutro znowu wybywam - jedziemy na weekend do Agia Napy, będziemy sie opalać i kąpać... bajka ;)


1 komentarz:

  1. Widzę, że cypryjska turystyka porwała Cię co niemiara :) Mmmm :) Nie ma to jak intensywne i aktywne spędzanie czasu :) Dla mnie wyjazd do Warszawy to też troszkę jak Socrates, tyle że w stolicy zdecydowanie brak TAKICH krajobrazów, jakie Ty masz wokół siebie na co dzień :) W miarę możliwości postaram się nadrobić wszelkie zaległości na blogu, bo ciekawa jestem niezmiernie, jak Ci właściwie na tym Cyprze jest ;) Choć, sądząc z tego wpisu, bawisz się świetnie :) I praca! Doskonale, gratuluję ;) Też staram się łapać jakieś dorywcze zajęcia, Warszawa na szczęście daje na tym polu duże możliwości. Niestety przez zawalony plan nie bardzo mam kiedy pracować, ale próbuję, próbuję ;) No, wszystkiego jak najlepszego! Niech Ci tam będzie jak najlepiej, korzystaj z tej fantastycznej przygody :) Pozdrawiam, Kasiu :)

    OdpowiedzUsuń