poniedziałek, 13 października 2008

O Turkach kazanie

Jeśli ktoś zaprasza mnie do znajomych na facebooku, a ja tej osoby nie znam, to na 99,9 % ta osoba pochodzi z Turcji i jest facetem. Ja już zielonego pojęcia nie mam, skąd oni mnie wyłapują - gdybym była na Erasmusie właśnie w Turcji i należała do tureckich grup - byłoby to mniej więcej zrozumiałe. Ale byłam na Cyprze... więc to właściwie powinno się wykluczać. Widocznie się nie wyklucza - blond włosy robią swoje i tyle...
Dzisiaj takich zaproszeń dostałam sztuk dwie. Drugie już miałam automatycznie odrzucić, ale... spojrzenie wydało mi się znajome. Chwila szperania w pamięci i się okazało skąd znam tego pana...
Otóż pana tego (o iście tureckim imieniu Hasan [dowiedziałam się z facebooka właśnie]) poznałam podczas jedynej wizyty w klubie po tureckiej stronie Cypru (klub nosił nazwę Ice Club, a było w nim tak gorąco jak w Fire Club...). Słowo 'poznałam' w sumie nie bardzo tu pasuje, bo ledwo co z nim gadałam, a raczej próbowałam gadać (co widać na załączonym obrazku). Pan Hasan bowiem ledwo co komunikował sie po angielsku. Nawet na pytanie ile ma lat nie do końca potrafił odpowiedzieć - liczył sobie na palcach jak jest po angielsku '9'...

Dlatego też dzisiaj moje zdziwienie bylo tym większe, że Hasan oprócz wysłania mi zaproszenia... napisał do mnie na facebook'owym czacie... już myślałam że w ciągu pół roku nauczył się perfekt angielskiego... ale nie: jedyne co udało mu się sklecić to:
sorry ı m litle speak inglişh .fine end you

i
when come to cyprus

...
a potem zniknął... pewnie zadawałam zbyt wiele pytań ;)

W każdym razie fala wspomnień znowu powróciła. Ach ten Cypr...
aaa, zapomniałam dodać - kiedy się okazało że dogadać to my się nie dogadamy, dostałam od Hasana różę ;) (której oczywiście potem zapomniałam wziąć od koleżanki... ale co tam ;))
Na koniec ja w otoczeniu już nie jednego, ale dwoch tureckich przystojniaków...

niedziela, 12 października 2008

Cypr & Warszawa

Dzisiaj był naprawdę piękny dzień. Taki jak na Cyprze zimą - bezchmurne niebo, słońce i taka sama temperatura... żyć nie umierać!
No właśnie, u mnie na tapecie znowu Cypr. Z kilku powodów: po 1: będąc w Warszawie spotkałam się z Hensem i mieliśmy okazję powspominać nasze erasmusowe przygody. Po 2: również w stolicy spryskałam się zapachem z którym po raz pierwszy spotkałam się na Cyprze. I za każdym razem kiedy go czułam przed oczami miałam tamte chwile... tak się zastanawiam, czy kiedykolwiek się od tych wspomnień "uwolnię" - wiem że dla niektórych ludzi ten temat jest już uciążliwy ;)

A co do samej Warszawy: pojechałam tam na szkolenie z treningu trenerów. I wiecie co? Większość rzeczy które dla innych były nowością (zabawy z uczestnikami, przemienność form, różnorodne metody szkoleniowe) już znałam. Skąd? Z kursu dla drużynowych harcerskich, na którym byłam w pierwszej klasie liceum... właściwie to rzeczą którą z tego szkolenia wyniosłam jest to, że wszystko to co robiłam dla dzieci, mogę też robić dla dorosłych ;) więc nie był to czas stracony. No i zrobiłam małe zakupy ubraniowe, a także obejrzałam film "Kobiety". Polecam, pod warunkiem że na dużym ekranie nie chcecie oglądać męskich twarzy ani tyłków! :)