czwartek, 20 listopada 2008

Znowu wspomnienia...

Wczoraj już miałam pisać że przez ostatnie zamieszanie w moim życiu zapomniałam o Cyprze... no ale dzisiaj, przy okazji poszukiwania zdjęć na konkurs foto znowu wróciłam do moich cypryjskich zdjęć... a razem ze zdjęciami wróciły wspomnienia. I znowu tęsknię... tęsknię tym bardziej, że tam zawsze świeciło słońce, było ciepło i tak... spokojnie i beztrosko.
Tęsknię też za ludźmi których tam poznałam. Oddałabym wiele, aby być tam znowu, z tą samą ekipą... Bawić się, śmiać, rozmawiać, podróżować...

Nie lubię marudzić. Ale kiedy są dni takie jak dzisiaj - kiedy jest zimno, mokro i ogólnie paskudnie, kiedy dzień w pracy się dłuży i kiedy nie ma z kim pogadać... wtedy żałuję, że nie jest tak, jak było jeszcze rok temu:
And if I had the choice
Ya - I'd always wanna be there
Those were the best days of my life...

poniedziałek, 10 listopada 2008

Wiadomości ze świata

Jestem z powrotem. Nie tylko z Brukseli, ale i z Beskidów. Ale po kolei - najpierw Bruksela.

Miasto jest przepiękne! Budynki na Grand Place i w okolicy zachwycają o każdej porze dnia i nocy, chyba każdy kelner mówi po polsku (przynajmniej "Dzień dobry", "Zapraszam" i "Dziękuję"), na każdym rogu jest grecka knajpka, wszędzie wprost leje się czekolada i kuszą przepiękne wystawy. Tylko jakoś reszta miasta taka brudna - pod samymi instytucjami europejskimi wala się pełno śmieci.



Udało mi się spotkać z moimi Belgami, z czego się bardzo cieszę - bo prawdę mówiąc kiedy żegnaliśmy się w grudniu, to raczej nie wierzyłam że jeszcze uda nam się spotkać. A tu proszę - chłopcy kompletnie się nie zmienili - no może tylko troszkę urośli ;)
Z wycieczkowych plotek powiem wam jeszcze tyle że:
- średnia wieku była grubo ponad 40. W sumie z Radomska były najmłodsze osoby (14, 15, 17, 22, 26), później długo, długo nic i prawie emeryci... no ale panowie nie próżnowali: od jednego dowiedziałam się np. że mam najładniejszy uśmiech na wycieczce ;)
- chciałam tam po prostu jechać i nie angażując się przeżyć te kilka dni, odreagować i mieć wszystko w nosie... ale okazało się że byłam opiekunem, tłumaczem i przewodnikiem jednocześnie. Bo reszta radomszczańskiej ekipy nie znała angielskiego - a więc kupowałam pamiątki, zamawiałam jedzenie, oprowadzałam po zabytkach i pytałam o drogę. Czasem miałam dosyć... ale ogólnie to nie było źle!
Wróciłam w piątek.. przepakowałam się z walizki w plecak, zamiast butów na obcasie i spodni na kant spakowałam bluzę i trapery i wyruszyłam w góry. Razem z przyjaciółmi z drużyny wyjechaliśmy na weekend żeby pobyć razem i odreagować to, co spotkało nas kilka dni wcześniej... wspólne wędrowanie, siedzenie przy ognisku, śpiewanie... to było właśnie to, czego potrzebowaliśmy.
A dzisiaj Go odwiedziłam. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam tylu kwiatów przy jednym grobie... zostawiłam mu małą busolę - niech wskazuje mu drogę do miejsca, w którym będzie mu najlepiej...

niedziela, 2 listopada 2008

...

Miał 18 lat. Był zawsze uśmiechnięty, zawsze chętny do pomocy, ciągle się śmiał, żartował... był taką iskierką która pobudzała wszystkich.
Miał dużo planów - na dziś, na jutro, na przyszły tydzień, na kolejne lata...
Był oddany temu co robił. Zawsze można było na niego liczyć - pierwszy na zbiórkę, pierwszy na wyjazd...
Pamiętam go jeszcze jako małego chłopca, z czasów kiedy ja byłam drużynową a on moim podopiecznym. Największy urwis, ale i najbardziej uśmiechnięty chłopiec jakiego znałam. Wiele razy zaszedł mi za skórę, ale był osobą którą nie dało się nie lubić...
We wrześniu bawiliśmy sie na jego osiemnastce... dostał wymarzony prezent...
Wczoraj wieczorem spotkaliśmy się wszyscy na cmentarzu i szliśmy na coroczną zbiórkę przy jednym z grobów. Wspominaliśmy przeróżne wyjazdy, śmieszne historie które nam się przydarzyły... wszystko było takie normalne... po zbiórce jeszcze się pośmialiśmy, powiedzieliśmy sobie "do zobaczenia", daliśmy sobie buziaka w policzek...
a dzisiaj już go nie ma. Nie poprosił nikogo o pomoc, nie zapytał nikogo o zdanie, nie pomyślał co będzie kiedy go zabraknie... i skończył ze sobą...

nie mogę w to ciągle uwierzyć. Po prostu nie mogę. Kiedy ktoś zapytał się mnie na gg czy to prawda pomyślałam że to jakiś głupi żart. Już miałam do niego dzwonić - po to, żeby usłyszeć jego głos i móc śmiać się z tego, co ktoś wygaduje... ale to nie żart... Jego naprawdę już nie ma.
Już nigdy nie będziemy mogli śmiać się razem z nim, już nigdy nie pojedziemy razem na biwak, nie usiądziemy przy ognisku, nie będziemy śpiewać "Hosanny"...