Jestem na Cyprze trzeci dzień i już odbyłam pierwszą wycieczkę, na którą wyciągnęła mnie Ola - mieszkanka Cypru od roku (niestety za kilka dni już go opuszcza:()
W każdym razem wybrałyśmy się na wycieczkę do Kyrenii, miejscowości znajdującej się w północnej części Cypru, czyli zajmowanej przez Turków. Już od momentu przekroczenia granicy czułyśmy się dziwnie, ponieważ: po 1: bardzo mało osób mówiło po angielsku, po 2: faceci zachowywali się jak wygłodniałe hieny. Naszym pierwszym zadaniem było znalezienie busa do Kyrenii. Po kilkunastu minutach poszukiwań okazało się że owym busem jest stary mercedes - limuzyna. Kierowca powiedział żebyśmy wsiadały. Więc ok, ładujemy sie na sam tył... a razem z nami do auta wchodzi 5 Turków!! Trochę się przestraszyłyśmy i nawet po drodze przypominałyśmy sobie chwyty samoobrony, jak się jednak okazało - niepotrzebnie. 4 facetów byli klientami taksówkarza, podobnie jak my, sam zaś kierowca okazał sie sympatyczny i powiedział nam parę rzeczy. Jednak prawdę mówiąc był on jednym z nielicznych facetów który zachowywał się normalnie względem dwóch blondynek...
Na miejscu zwiedziłyśmy malowniczy port, posiedziałyśmy w kawiarence, zwiedziłyśmy piękny port i muzeum znajdujące się w nim (zdjęcia w galerii), aż w końcu udałyśmy się do małej zatoczki, gdzie opalałyśmy nasze blade ciała i kąpałyśmy się w ciepłym morzu. To było coś wspaniałego! Woda miała piękny kolor i było naprawdę przyjemnie. całego uroku nie psuł nawet Turek przyglądający się nam z góry ani Turczynki, które skazane były na kąpiel oraz opalanie się w długich spodniach i bluzkach z długimi rękawami (serio!!!). najgorsze było jednak przed nami. W zatoczce pojawiło się dwóch młodych Turków, z których jeden wskoczył do wody i zaczął do nas zagadywać. Jak się okazało - poziom jego angielskiego był równie niski jak poziom jego inteligencji. Ciągle coś gadał, a my powtarzałyśmy że nie rozumiemy tureckiego. W końcu wyjął portfel i zaczął liczyć po angielsku "One, two, three, four..." i dodając do tego tureckie słowa. Chyba chciał nas kupić ;) na szczęście jakoś mu uciekłyśmy.
Podsumowując: mimo nachalności Turków wycieczka była bardzo udana, opaliłyśmy się trochę i kupiłyśmy pamiątki ;) możliwe że jeszcze tam wrócimy bo nie zobaczyłyśmy wszystkiego.
Ps. A dzisiaj jeszcze będę sie przyuczać do zawodu kelnerki i jutro rozpoczynam moją przygodę w nowej roli ;) trzymajcie kciuki żebym nic nie potłukła!!
W każdym razem wybrałyśmy się na wycieczkę do Kyrenii, miejscowości znajdującej się w północnej części Cypru, czyli zajmowanej przez Turków. Już od momentu przekroczenia granicy czułyśmy się dziwnie, ponieważ: po 1: bardzo mało osób mówiło po angielsku, po 2: faceci zachowywali się jak wygłodniałe hieny. Naszym pierwszym zadaniem było znalezienie busa do Kyrenii. Po kilkunastu minutach poszukiwań okazało się że owym busem jest stary mercedes - limuzyna. Kierowca powiedział żebyśmy wsiadały. Więc ok, ładujemy sie na sam tył... a razem z nami do auta wchodzi 5 Turków!! Trochę się przestraszyłyśmy i nawet po drodze przypominałyśmy sobie chwyty samoobrony, jak się jednak okazało - niepotrzebnie. 4 facetów byli klientami taksówkarza, podobnie jak my, sam zaś kierowca okazał sie sympatyczny i powiedział nam parę rzeczy. Jednak prawdę mówiąc był on jednym z nielicznych facetów który zachowywał się normalnie względem dwóch blondynek...
Na miejscu zwiedziłyśmy malowniczy port, posiedziałyśmy w kawiarence, zwiedziłyśmy piękny port i muzeum znajdujące się w nim (zdjęcia w galerii), aż w końcu udałyśmy się do małej zatoczki, gdzie opalałyśmy nasze blade ciała i kąpałyśmy się w ciepłym morzu. To było coś wspaniałego! Woda miała piękny kolor i było naprawdę przyjemnie. całego uroku nie psuł nawet Turek przyglądający się nam z góry ani Turczynki, które skazane były na kąpiel oraz opalanie się w długich spodniach i bluzkach z długimi rękawami (serio!!!). najgorsze było jednak przed nami. W zatoczce pojawiło się dwóch młodych Turków, z których jeden wskoczył do wody i zaczął do nas zagadywać. Jak się okazało - poziom jego angielskiego był równie niski jak poziom jego inteligencji. Ciągle coś gadał, a my powtarzałyśmy że nie rozumiemy tureckiego. W końcu wyjął portfel i zaczął liczyć po angielsku "One, two, three, four..." i dodając do tego tureckie słowa. Chyba chciał nas kupić ;) na szczęście jakoś mu uciekłyśmy.
Podsumowując: mimo nachalności Turków wycieczka była bardzo udana, opaliłyśmy się trochę i kupiłyśmy pamiątki ;) możliwe że jeszcze tam wrócimy bo nie zobaczyłyśmy wszystkiego.
Ps. A dzisiaj jeszcze będę sie przyuczać do zawodu kelnerki i jutro rozpoczynam moją przygodę w nowej roli ;) trzymajcie kciuki żebym nic nie potłukła!!