niedziela, 27 kwietnia 2008

Historia Cypru w wielkim skrócie

A wyglądało to wszystko tak...
  • W dalekiej przeszłości, od mniej więcej VIII w.p.n.e. wysepka Cyprem zwana jest kolonizowana przez Greków. Pomimo zmieniających się później rządzących (Fenicjanie, Egipcjanie, Persowie, francuska dynastia Lusignanów, Republika Wenecka) kultura grecka na trwałe wpisała się w historię wyspy i w żaden sposób nie udało się jej wykorzenić.
  • 1571 - Turcy zdobywają Cypr. Na wyspę zaczyna napływać ludność turecka. Obie społeczności - grecka i turecka - żyją ze sobą w zgodzie.
  • 1878 - Turcja oddaje Cypr pod okupację i administrację brytyjską. Grecka społeczność wyspy zaczyna dążyć do unii z Grecją (idea enosis), społeczność turecka chce natomiast taksim - czyli podzielenia wyspy na część należącą do Grecji i na tę należącą do Turcji.
  • 1960 - powstaje niepodległa Republika Cypru ze sztywnymi regułami określającymi podział w rządzeniu państwem między Greków a Turków. Prezydentem zostaje arcybiskup Makarios.
  • Od tego momentu wszystko toczy się według jednego schematu: Grecy mają jakąś propozycję dotyczącą przyszłości państwa, ale zupełnie nie odpowiada ona Turkom. Turcy mają propozycję, ale jest ona nie do zaakceptowania przez Greków. ONZ/NATO/USA przygotowują plan rozwiązania problemu cypryjskiego - nie zgadzają się na niego obie społeczności bądź przynajmniej jedna.
  • 1974 - inwazja turecka na Cypr. Ginie ok. 4000 osób. Turcy zajmują północną część wyspy, co stanowi ok. 30% terytorium (a tylko 18% mieszkańców wyspy to Turcy). I ten sam schemat co wcześniej - rozbieżne wizje przyszłości. I tak do dzisiaj.
Mam wrażenie, że moja praca staje się coraz nudniejsza - bo każde kolejne rozmowy, negocjacje, projekty porozumień, brzmią podobnie i kończą się tak samo - niczym konkretnym. Ciekawe czy w okresie 1980 - 2008 o którym jeszcze nie pisałam coś się zmieni? Jakoś w to wątpię.
(!!! tutaj streściłam to w kilkunastu linijkach a mojej pracy zajmuje już to 40 stron!!!)A na zdjęciu: granica grecko - turecka oddzielona strefą buforową ONZ, znajdująca się na Ledra Street w starej części Nikozji. Na początku kwietnia tego roku w tym miejscu zostało otwarte przejście graniczne - jest to na razie symboliczny, ale ważny krok w kierunku rozwiązania kwestii problemu cypryjskiego. A tutaj krótki filmik na temat otwarcia Ledra Street:


czwartek, 17 kwietnia 2008

Erasmusowo w Łodzi

Jak się nie ma co sie lubi...
to się lubi co się ma ;)

Nie mogę być teraz na Cyprze z moimi Erasmusami, ale mogę być w Polsce z tutejszymi studentami zagranicznymi. No to jestem! W środę byłam z Olą na imprezie "Fiesta latina" organizowanej przez Erasmus Student Network Łódź i wyszalałam się przy muzyce latino i nie tylko, przy okazji poznając paru Erasmusów (w tym jednego którego wcześniej znałam tylko z facebooka bo pisałam mu coś o Łodzi). A wczoraj byłyśmy u tych Erasmusów na kolacji. Jak się okazało - nie mają polskich znajomych (i jakoś mnie to nie dziwi bo chyba zazwyczaj jest tak że Erasmusi trzymają się razem a miejscowi razem). No ale my przecież same jeszcze nie tak dawno byłyśmy Erasmusami więc to co innego :)

W każdym razie - oprócz tego że poznałam tych ludzi, to jeszcze przypomniałam sobie kilka wspomnień z Cypru, a wszystko przez francuski akcent! Większość Francuzów jak mówi po angielsku nie może pozbyć się swojego fhrancuskiego akcentu. Na początku mojego Erasmusa sprawiało mi to sporo problemów, bo kiedy Belgowie (też francuskojęzyczni) coś do mnie mówili, ja zamiast angielskiego słyszałam francuski.
No i właśnie wczoraj na kolacji było 3 Francuzów, z czego dwóch było idealnym odzwierciedleniem osób które ja poznałam - przynajmniej pod względem języka. I kiedy przysłuchiwałam się ich mowie miałam przed oczami Jeremiego, który bardziej posługiwał sie mową ciała i różnymi dziwnymi dźwiękami niż angielskim (podobnie jak jeden z wczorajszych facetów) i Jeana Marie, który wymawia moje imię brzmiące bardziej jak "Kasza" niż Kasia.Jedna z pierwszych imprez a ja próbuję wytłumaczyć Jeremiemu zasady gry. Oj, zeszło mi z 10 min ale jakoś się w końcu udało :) (a co do gry - "Miłosne pozycje" której nauczyłam się w ZHP ;) jednak trzeźwi harcerze bawili się przy niej lepiej niż niektórzy pijani Erasmusi ;))
A tu Jean Marie w objęciach polsko - rumuńskich. Zarówno on, jak i Andrea, przyjechali na ten semestr ale zdążyłam ich poznać i polubić! :) nawet dostałam od niego zaproszenie do Francji i kto wie - może skorzystam!

A kolejne łódzkie spotkanie z Erasmusami już wkrótce - może jakaś impreza dziś lub jutro, może łyżwy w niedzielę, a na pewno w piątek mały polski wieczorek u mnie w domu - będzie bigos (jak to dobrze że przywiozłam ostatnio więcej z domu ;)) i inne polskie atrakcje. Już się nie mogę doczekać! :)

środa, 16 kwietnia 2008

niedziela, 13 kwietnia 2008

Czas jak wąż płynie... 2 miesiące po powrocie

Nie wiem kiedy to minęło ale… to już 2 miesiące od mojego powrotu. A ciągle czuję się jakbym jeszcze wczoraj tam była, śmiała się z tymi ludźmi, oddychała tym powietrzem.

Z perspektywy czasu łatwiej powiedzieć co ten wyjazd mi dał, co udało mi się zrozumieć i czego się nauczyłam. A więc: małe podsumowanie.

Czego nauczył mnie Erasmus?

- innego spojrzenia na świat. Teraz już nie wydaje się on taki duży. Jeśli się tylko chce (i ma fundusze) to naprawdę nic już nie stoi na przeszkodzie żeby podróżować, zwiedzać i cieszyć się takim życiem. Poza tym poznanie różnych kultur i narodowości sprawiło, że stałam się bardziej otwarta na innych ludzi. Bo liczy się wnętrze, a nie stereotypy przyklejane do poszczególnych narodów.

- tego, że marzenia się spełniają. Wystarczy tylko chcieć i trochę pomóc szczęściu. I można osiągnąć naprawdę wszystko!

- angielskiego. Chociaż nigdy nie miałam problemów z dogadywaniem się z ludźmi, to uczęszczanie na zajęcia prowadzone w języku angielskim pozwoliło mi na przyswojenie wielu „specjalistycznych” słówek, nie używanych w potocznej mowie, lecz istotnych, bo związanych z moimi studiami. Dzięki temu pisanie pracy licencjackiej jest dla mnie dużo łatwiejsze – bo sporo książek mam właśnie w języku angielskim. Poza tym mając non stop kontakt z językiem odświeżyłam również to, czego nauczyłam się w przeszłości.

- nocnego życia. Wcześniej nie wychodziłam zbyt często na różne imprezy – zwyczajnie nie było na to czasu lub sposobności. Na Erasmusie mogłam się wytańczyć i wyszaleć za wszystkie czasy. Poza tym praca w nocy przyzwyczaiła mnie do późnego chodzenia spać (i niestety późnego wstawania ;)) Pójście spać o 6 rano? To już dla mnie nie problem ;)

- samodzielności finansowej. Nigdy wcześniej nie miałam stałego i praktycznie jedynego źródła dochodów. Były to raczej prace dorywcze które pokrywały drobne zachcianki. Praca na Cyprze pokazała mi jak fajnie jest mieć spore pieniądze tylko dla siebie. Niestety ;) – pensje wypłacane po każdej przepracowanej nocy sprawiały, że czasem ta samodzielność była za duża ;)

- przyjaźni ponad podziałami. Erasmus pokazał mi, że toczące się na świecie konflikty niewiele mają wspólnego z przyjaźniami ludzkimi. To piękne, że te bariery tworzone przez historię i politykę mogą zostać przełamane przez pojedynczych ludzi.

- że życie może być mniej stresujące. Może to wpływ wiecznie świecącego słońca, może nastawienia innych ludzi, ale zauważyłam że będąc na Cyprze wiele rzeczy które w Polsce pewnie by mnie denerwowały, na Cyprze wydawały się jakby naturalne i nie warto się było nimi przejmować. Spóźniający się autobus? W Polsce czasem klnę jak szewc. Na Cyprze – co najwyżej się uśmiechałam.

A na zdjęciu: nasza ekipa podczas wycieczki do Pafos, listopad 2007.

sobota, 5 kwietnia 2008

Poradnik dla początkującego Erasmusa na Cyprze

Ostatnio zgłosiło się do mnie kilka osób które są zainteresowane Erasmusem na Cyprze. Każdy ma wiele pytań odnośnie wyspy, uczelni, pogody itd. Chętnie na nie odpowiadam (sama miałam tysiące pytań przed wyjazdem), ale ponieważ często pytania się dublują, pomyślałam że warto byłoby umieścić odpowiedzi w jednym miejscu - tak aby były łatwo dostępne dla każdego. Mam nadzieję że komuś się przydadzą ;)


1. Czy warto jechać na Erasmusa na Cypr?

Tak, tak, tak! Co prawda nie byłam nigdzie indziej na Erasmusie więc nie mogę porównać, ale z kilku powodów nie chciałabym się z nikim zamienić. Po pierwsze: gwarantowana piękna pogoda, nawet zimą. Po drugie: inna kultura (niektórzy twierdzą że Cypr cywilizacyjnie należy do Bliskiego Wschodu, nie do Europy, coś w tym jest), po trzecie: dobry punkt wypadowy na Bliski Wschód itd. Poza tym sam wyjazd na Erasmusa jest doświadczeniem niesamowitym, a przebywanie w międzynarodowym gronie i w innym kraju zmienia człowieka całkowicie. Polecam!

2. Jak dostać się na Cypr?

Niestety - lot na Cypr jest trochę droższy niż np. do Londynu, ale na szczęście czasem udaje się trafić na jakąś fajną promocję. Polecam:
- CTBA - Cypryjskie Biuro Turystyczne z Warszawy. Zalety - lot bezpośredni, stała cena biletów, posiłek na pokładzie. Wady - brak promocji, chociaż cena i tak jest niska (porównując do innych). No i pan z biura - zadzwońcie a się przekonacie ;)
- Sky Europe - lot z przesiadką w Wiedniu. Jak się trafi na promocję to można lecieć naprawdę za grosze. Wracając do Polski płaciłam tylko za bilet, nie za opłaty lotniskowe, kosztowało mnie to ok. 360 zł (w jedną stronę). Minus - długi czas oczekiwania na przesiadkę w Wiedniu, ale z drugiej strony nie tak długi że możnaby się wypuścić na miasto i coś pozwiedzać. Na szczęście na lotnisku jest darmowy bezprzewodowy internet ;)
- TUI - czasem można trafić na ofertę biletów last minute po naprawdę niesamowicie niskich cenach, im bliżej wyjazdu tym może być taniej (jak im zostają bilety oczywiście). Nie korzystałam więc nie mogę napisać więcej
- można jeszcze lecieć z przesiadką na Węgrzech albo w Pradze ale nie wiem zbyt wiele na ten temat, trzeba szukać.

Aha, lotniska nie ma w stolicy, jest w Larnace, to jest ok. 50km. Z lotniska można dojechać busem (są chyba do 15.00), taksówką (ceny dość wysokie ale zawsze można się z kimś z samolotu dogadać), albo stopem ;)

3. Jak z mieszkaniem dla Erasmusów?

Tutaj wszystko zależy od uczelni na którą jedziecie. Ja studiowałam na University of Nicosia (wcześniej Intercollege Cyprus), mam też sporo znajomych na University of Cyprus. Na obydwu tych uczelniach mieszkania załatwia uczelnia - jeśli chodzi o moją szkołę to jest ich kilka do wyboru, w różnych cenach, o różnym standardzie i w różnej odległości od uczelni. Jest jeden "akademik" w którym mieszkali zarówno Erasmusi jak i Cypryjczycy, oraz kilka "Erasmus house'ów". Ceny mieszkań są różne, myślę że w granicach 250€ miesięcznie, zazwyczaj płaci się dypozyt (w moim przypadku na początku zapłaciłam za 2 miesiące i w ostatnim miesiącu już nie płaciłam).
Aha, jeśli napiszecie maila do gościa odpowiedzialnego za zakwaterowanie a on wam nie odpisze... nie przejmujcie się ;) w moim przypadku na początku Chris (czy jakoś tak) odpisywał pięknie, potem pojechał na urlop, a potem... zamilkł. Ale jak już dotarłam do biura to wszystko było załatwione szybko i sprawnie :)


4. Jak z cenami na Cyprze? Za ile można przeżyć?

Powiem tak: gdybym nie pracowała, to albo z głodu umarłabym ja (utrzymując się za pieniądze ze stypendium i od rodziców) albo moi rodzice. Cypr jest z jednym z droższych krajów UE i przyjeżdżając tu, trzeba mieć naprawdę gruby portfel (jeśli się chce jeść, zwiedzać i ogólnie normalnie żyć). Na szczęście jednak nie ma problemów z załatwieniem pracy, ja zaczęłam pracę już kilka dni po przyjeździe (dzięki Oli) i nie odczułam aż tak bardzo szoku, szybko przestałam przeliczać funty na złotówki. Przykładowe ceny produktów są podanej tutaj, jeśli chodzi o miesięczne wydatki (bez mieszkania) to myślę że 300-400 € powinno starczyć, chociaż trudno mi powiedzieć bo ja wydawałam wszystko co zarabiałam, a wypłata była po każdej przepracowanej nocce.

5. Jak wygląda studiowanie i życie studenckie?

Studiowanie, przynajmniej na Intercollege, nie należy do najtrudniejszych, czasem może być tylko "upierdliwe". Ze względu na to że językiem wykładowym na uczelni jest angielski, zajęcia miałam z Cypryjczykami i innymi studentami międzynarodowymi (których jest bardzo dużo) więc ciężko było liczyć na ulgi z tytułu Erasmusa. W semestrze są midtermy z każdego (prawie) przedmiotu, poza tym bardzo często trzeba przygotować prezentację i napisać esej, a w sesji oczywiście final exam. Aaaale... nie taki diabeł straszny ;) jasne, pierwsze tygodnie to był stres, miałam wrażenie że nie rozumiem większości wykładów, że nie napiszę eseju i nie zalicze midtermów, ale z upływem czasu było coraz lepiej. Egzaminy okazały się łatwe (w większości przypadków na zajęciach dostawaliśmy listę pytań które będą na egzaminach) a wyniki końcowe dobre ;)
Jeśli chodzi o życie studenckie to na uczelni jest sporo imprez, takich jak np. Karaoke night, Talent show, Christmas Gala Dinner w Hiltonie, Greek night. Działa wiele klubów zainteresowań, sekcji sportowych, można chodzić na naukę tańca... uczelnia organizuje też różne wycieczki, jednodniowe lub na weekend.

Na razie tyle, jak pojawią się kolejne pytania do będę odpowiadać :)


Frappe

Jednym z podstawowych napojów u mnie w domu odkąd wróciłam z Cypru jest frappe. I tak sobie pomyślałam że sprzedam Wam mój przepis na to cudo... oczywiście Wasze ulubione proporcje mogą się różnić od moich, wszystko zależy od gustu.

Do frappe potrzebujemy:
  • 2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej
  • 4 łyżeczki cukru
  • wodę (ja wlewam mineralną niegazowaną ale może być też zimna przegotowana)
  • mleko
  • kostki lodu
  • wysoką szklankę
  • mikser
  • słomki
Kawę, cukier i wodę (w minimalnej ilości) miksuję mikserem do uzyskania pianki (w Łodzi mam zwyczajny mikser i pianka wychodzi taka sobie, za to w Radomsku dzięki temu jest po prostu idealna).
Do wysokiej szklanki z lodem (2-3 kostki) wlewam piankę, resztę szklanki wypełniam mlekiem. Można dodać lody albo bitą śmietanę, ja zazwyczaj nie mam w domu więc nie dodaję :). No i kawka gotowa - jeszcze tylko słomka i można się delektować :) najlepiej smakuje latem - wtedy doskonale chłodzi i orzeźwia, ale mnie smakuje o każdej porze dnia i nocy :)

A na koniec ciekawostki:
  • frappe jest narodowym napojem Greków, można je zamówić dosłownie wszędzie
  • kawa mrożona i frappe to nie to samo, tak się dowiedziałam od Yiannisa. Różnicą jest brak pianki w kawie mrożonej
  • w Grecji podają frappe razem ze szklanką wody niegazowanej
  • u mnie na uczelni frappe sprzedawane było w półlitrowych kubkach papierowych po coca-coli i nie wiedzieć czemu ludzie zawsze pili z dwóch słomek na raz.
  • podobno najprawdziwsze frappe to takie z małą ilością cukru i bez mleka.
  • najwytrwalsi przy jednym frappe mogą spędzać caaałe godziny ;)
  • w zeszłym roku frappe obchodziło swoje 50 urodziny!
A oto co znalazłam na Wikipedii:

Frappé outside Greece

Frappé is also consumed in Cyprus, where the Greek Cypriots adopted the frappé into their culture, the Former Yugoslavic Republic of Macedonia, Albania, Thailand, Malaysia, Indonesia, Turkey, Poland (!!!) and Romania. In recent years Balkan immigrants in Greece have taken frappé to their homelands, where it has been adopted with some differences. In Bulgaria, Coca-cola is sometimes used instead of water (possibly the inspiration for Coca-Cola Blāk), in Denmark, cold milk is often used instead of tap water, and in Serbia, ice-cream is added.

In France a frappé is a milkshake beverage produced by mixing milk or fruit juices in a shaker without coffee. In New England, a frappe (there pronounced /fræp/) contains ice cream, and is the equivalent of the American milkshake. In Ireland a frappe is composed of freshly ground coffee, ice, milk and sometimes ice-cream or coffee flavouring such as vanilla or caramel.

Mam nadzieję że Wam posmakuje :)

I znowu te wspomnienia...

Ostatnie dni to dla mnie czas większej niż wcześniej tęsknoty za Cyprem. Na każdym kroku napotykam się na rzeczy które przypominają mi o ludziach czy miejscach... często przeglądam zdjęcia (bo chcę je komuś pokazać albo czegoś szukam), przypadkowo słyszę jakąś piosenkę... tak jak dziś wieczorem - w oglądanym filmie natknęłam się na "American Pie". To była piosenka mojej współlokatorki Liny. Wybrzmiewała w naszym erasmusowym mieszkaniu codziennie po kilka razy, grana z komputera Liny i śpiewana przez nas wszystkich. Kiedy Lina wyjechała ( 25 grudnia) słuch o American Pie zaginął... do dzisiaj. Wystarczyło kilka dźwięków tej piosenki ale wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Piękne wspomnienia...

środa, 2 kwietnia 2008

Myśli nieuczesane

Czasem (również teraz) jestem strasznie niecierpliwa. Robię jedno, a chciałabym już robić coś innego, coś następnego. Ale nie mogę dopóki nie skończę tego... Np. w czasie sesji: z przyjemnością myślę o następnym egzaminie i mam ochotę się na niego uczyć, ale nie mogę się zebrać żeby zabrać się za ten który jest pierwszy na liście. I tak samo teraz z pisaniem pracy: chciałabym już zacząć pisać drugi rozdział, już mam na niego tysiąc pomysłów... ale najpierw muszę skończyć pierwszy i w końcu wysłać go promotorowi, a tu jeszcze dużo pracy przede mną... no ale - powoli jakoś to idzie.
Nie pisałam chyba że przez święta zmieniłam koncepcję mojej pracy i to co napisałam wcześniej teraz muszę skrócić i zawrzeć w jednym podrozdziale, a nie w trzech...

A w ogóle to głupi (czyli ja) ma zawsze szczęście. Będąc na Cyprze miałam pół roku prawie na zbieranie materiałów do mojej pracy (znaczy się na kserowanie potrzebnych książek :P). Oczywiście robiłam to wszystko w ciągu ostatnich kilku dni i pod koniec już taaaak mi sie nie chciało że kilka istotnych książek pominęłam, czego ostatnio żałowałam. No ale nie ma tego złego... :) wczoraj przez zupełny przypadek natknęłam się w mojej uczelnianej bibliotece na jedną z tych nieskserowanych książek - świeżutka, nowo zakupiona :D, czekająca na mnie :)

A na koniec zdjęcie. Tak sobie pomyślałam że tak będę teraz kończyła (albo zaczynała) moje notki tutaj: małym wspomnieniem mojego kochanego Cyperku.
Tym razem: sam początek mojego pobytu na Cyprze, za to końcówka dla Oli. Wycieczka pożegnalna do Famagusty i na Golden Beach.
Herbatka po turecku. Dziwnie tak pić herbatę w 30-sto stopniowym upale ale przecież trzeba spróbować. Chociaż patrząc na Kostasa i jego minkę można wysnuć że mu nie smakuje :P

Uczestnicy wycieczki w komplecie. Występują: Kostas, Ola, ja i Paschalis.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam że tak ich polubię ;)