W każdym razie: wycieczka. W ciągu tych kilkunastu godzin razem odwiedziliśmy góry i morze – połączenie bardzo przyjemne, szkoda że niestety w Polsce niewykonalne… W górach (Troodos) przejechaliśmy trasą starych, XVI-sto wiecznych mostów łączących kiedyś szlak z Nikozji do Pafos. Po drodze odwiedziliśmy też piękny stary monastyr, całkowicie opuszczoną wioskę, farmę osiołków, spotkaliśmy dwa konie które chyba uciekły właścicielowi. Kilkanaście razy przejeżdżaliśmy jeepem przez rzekę (noo… rzeczkę :)), wspinaliśmy się strasznie stromymi i wąskimi dróżkami… a wszystko to wśród pięknych widoków i w przepięknej pogodzie! W niektórych miejscach czułam się, jakby była wiosna – piękna zieleń epatowała z każdego miejsca. Gdzie indziej, tam gdzie drzewa były wyższe i więcej cienia – czułam się jakbym kroczyła po polskim lesie jesienią (tylko drzewa jakieś takie trochę inne). W każdym razie – obydwa oblicza zachwyciły mnie bardzo! A co najpiękniejsze – mogłam się tym zachwycać chodząc w bluzce bez rękawów :)
Z gór zjechaliśmy wprost do uroczo położonego Paphos. Wybraliśmy się na promenadę, gdzie zjedliśmy obiadek. Siedzieliśmy na dworze, tuż przy morzu. Ptaszki skakały koło nas i czekały na jakieś okruszki jedzenia. A my jedliśmy – oczywiście – owoce morza. W pierwszym momencie miałam skusić się tylko na rybę… ale raz się żyje. Spróbowałam ośmiornicy i kalmara – no i cóż… fanką takich potraw się nie stałam, ale przynajmniej się „trochę” z tym oswoiłam – chociaż kiedy zobaczyłam kalmara po raz pierwszy, z głową i ogonem, to… no cóż, wyobraziłam sobie że jeszcze przed chwilą pływał sobie wesoło w morzu :)
Podsumowując: Cypr jak zwykle mnie zaskoczył i zachwycił. Więcej zdjęć już wkrótce w galerii (niestety mój aparat odmówił posłuszeństwa i muszę czekać na fotki od Kostasa).
naciesz się tymi oststnimi chwilami :) Ja z utęsknieniem czekam na wiosne...
OdpowiedzUsuńtak właśnie robię :):)
OdpowiedzUsuń