wtorek, 12 lutego 2008

Powrót....

Poniedziałek, 11 lutego 2008
Ok. 16.00 - ostatnie zakupy. Jakieś pamiątki dla rodzinki i coś dla mnie, na poprawienie humoru - dwie bluzeczki w kolorach wiosennych. I do tego kolczyki w truskawki. Niestety to nie pomaga - nie chcę wracać....
Ok. 18.00 - zaczynam pakowanie. Mnóstwo tego, pomimo że ok. 20 kg już jest w Polsce. Wywalam 3 pary butów, bluzki w których nie chodzę, kosmetyki które się już kończą. Część rzeczy rozdaję. Ale walizka i tak ledwo się domyka...
Ok. 20.00 - gotowe. Internet nie chodzi, chyba nie znajdę nikogo kto mnie odbierze z lotniska. No nic, jakoś dam radę, przecież jestem harcerką!
Ok. 21.30 - jedziemy na kolację. W gronie polskim - Ja, Magda, Michał, Łukasz. Wpada Andrzej. gadamy, wspominamy, śmiejemy się. Czas szybko mija. Za szybko. Będzie mi brakowało tych wariatów...
Ok. 23.30 - wracamy do domu. Sprzedaję rower, wpycham ostatnie rzeczy do walizki... I chwila relaksu przed wyjazdem. Ciągle nie wierzę że za chwilę opuszczę Cypr...

12 lutego, wtorek
Ok. 1.00 - ładujemy walizki do auta i w drogę! Na lotnisko ok. 50 km. Ciągle do mnie nie dociera że moja erasmusowa przygoda dobiega końca....
Ok. 1.40 - pożegnanie na lotnisku. Smutno... łzy już się pchają do oczu ale na razie strach przed ważeniem walizki - na oko została oceniona na ok. 25 kg, linie którymi lecę podobno są bardzo restrykcyjne pod tym względem.
Ok. 2.00 - 21 kg! Nie wiem jak to zrobiłam. Za to torba podręczna waży chyba z 10 kg, mam tam pokserowane z 8 książek do mojej pracy licencjackiej....
Ok. 3.00 - czekam już za bramkami na otwarcie wyjścia... planuję co będę robić w Wiedniu - będę szukać biletów na Cypr!!
3.45 - samolot rusza... płaczę jak dziecko... na szczęście ciemno w samolocie a ja siedzę sama w swoim rzędzie, mogę płakać... próbuję spać, z marnym skutkiem... myślę o tym co było tam, a co czeka mnie w Polsce... pilot mówi o pogodzie w Wiedniu - że mgła, że mróz, że widoczność bardzo mała...
7.00 - ląduję w Wiedniu. Zmiana czasu - jest 6.00...
6.10 - wychodzę z samolotu. Zamarzam w jednym momencie. Nic nie widzę, mgła potworna. Powinni zabronić przylotów z ciepłych krajów do zimnych... mam ochotę wrócić się do samolotu i zmusić pilota to powrotu na Cypr.
6.20 instaluję się na wiedeńskim lotnisku. Jest internet, po wielu trudach znalazłam również gniazdko żeby podłączyć laptopa. Miejsce w którym siedzę jest ładnym punktem widokowym. Tylko że nie dzisiaj - dzisiaj mgła zasłania wszystko. Mam nadzieję że z powodu złej widoczności nie będzie żadnych opóźnień w lotach...
8.30 - jak ja nie lubię niemieckiego!! Już dawno nie miałam kontaktu z tym językiem, w każdym razie już się nasłuchałam za dużo... ja chcę znowu wsłuchiwać się w grecki!! Czy wiecie że podobno wszystkie słowa pochodzą z greki? :) Tak twierdzą Grecy ;) I nawet to, że nie Yiannis nie potrafił mi wytłumaczyć skąd się wzięło słowo "drzewo, bułka i sąsiad" jest tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę ;) A moje imię jest nazwą kwiatka ;)
9.30 - tęsknię... za słońcem świecącym rano przez okno i za ludźmi którzy tam zostali... ja też chcę :(
10.00 - jak ten czas wolno leci... a tu jeszcze co najmniej 2,5 godziny siedzenia mnie czekają a potem odprawa... dobrze że z bagażem się nie muszę uganiać - duża walizka będzie czekać na odbiór w Polsce (mam nadzieję), bagaż podręczny oddałam do przechowalni bo za ciężki żeby się z nim kręcić przez tyle godzin.
11.00 - Kostek, dzięki za pocieszenie że w Warszawie będzie jeszcze gorzej niż tutaj. Już się nie mogę doczekać lądowania... :(
13.30 - ostatnia bramka dzieli mnie od opuszczenia Wiednia. Słońce wyszło więc przyjemniej trochę milej. Ale i tak mi smutno. Może jeszcze da się wsiąść w samolot powrotny na Cypr??
15.20
lecimy ponad chmurami. Pięknie świeci słońce. Ale im niżej tym gorzej – aż w końcu się okazuje, że nad warszawą szaro, brudno i ponuro. Ale nie tak zimno jak myślałam, więc chociaż taki plus. W autobusie wiozącym nas z samolotu poznaję Tomka, który też leci z Cypru. Zabieram się z nim na lotnisko.
17.00 Dworzec Warszawa Centralna wciąż obskurny. Ale kupuję sobie jagodowy serek Danio jakiego nie jadłam odkąd byłam na Cyprze. Pani w kasie sprzedaje mi zły bilet, w pociągu okazuje się muszę dopłacać. Jadę z przesiadką. W pociągu opowiadam o Cyprze. Coś czuję, że ludzie mnie za to znielubią….
20.30 – wysiadam w Radomsku. Czeka brat. Idę jeszcze do kasy po zwrot za zły bilet, okazuje się że pani w kasie jednak się nie pomyliła, to pan w pociągu wprowadził mnie w błąd. A to Polska właśnie…
20.50 – dojeżdżam do domu. Kumpel mnie nie widział przez ponad 4 miesiące ale jakoś nie pojawił się na powitaniu. Rodzice leżą w łóżku bo myślą że przyjadę jutro, planują co głupiego zrobić na lotnisku (mieli założyć zapaski i robić wiochę… może dobrze że to niespodzianka :)) Wchodzimy po cichu na górę, Adam mówi że chce im przedstawić dziewczynę. I wchodzę ja. Rodzice w szoku, nie wierzą zupełnie… Przywitanie, płacz, gołąbki zrobione specjalnie dla mnie, szampan, rozmowy… dziwnie być znowu w domu.
23.00 – kładę się do mojego łóżka. Jak się kąpałam to w kranie była od razu gorąca woda, w całym domu cieplutko i przyjemnie, w pokoju aż trzeba otwierać okno bo czasem za gorąco… ale jakoś mnie to nie cieszy tak jak myślałam. Chyba jednak wolałam pomarznąć sobie czasem wieczorami, ale za to mieć słońce i ten klimat na co dzień… Zasypiam, uprzedziwszy rodziców żeby mnie nie budzili rano bo nie spałam w ogóle…

13 lutego, środa

9.30 – mama przeprasza ale mnie budzi… jest tyle rzeczy do zrobienia! A za oknem… za oknem szaro, buro, brudno, paskudnie, właśnie tak jak to sobie wyobrażałam… Okazuje się że większość moich ciuchów mogę tylko schować do szafy, bo na kurtkę za zimno, na buty za zimno… :(:(



5 komentarzy:

  1. Kocham Wiedeń, nawet jak pada i jest mgła to, to miasto ma w sobie coś. Mimo, że lotnisko jest pod Wiedniem to i tak z tym miejscem wiąże się wiele moich wspomnień. Och jak ja dobrze znam to lotnisko... A jak bardzo tęsknię za Wiedniem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wieden jest piekny :) A powrot z Erasmusa do domu trudny... Ja nie plakalam jak wyjezdzalam z Polski... Poplakalam sie jak wracalam... I od tej pory wszystko jest w Polsce jakies takie nijakie (a to juz troche ponas rok jak wrocilam - i w ciagu tego roku bylam w Belgii juz 2 razy - krotko,bo krotko, ale zawsze). Chce spowrotem....

    OdpowiedzUsuń
  3. W Warszawie wcale nie jest tak źle. Nie pada, nie ma mgły, nie ma wiatru, no ale niestety słonka brak, tak jak przez ostatnie kilka dni ładnie świeciło :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Cypr nie jest za siodmym morzem, za siodma rzeka. Wilczego biletu od Cypryjczykow tez chyba nie dostalas? Wiec nie ma co sie smucic. Pewnie tam jeszcze wrocisz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi-susurro - no fakt, lotnisko ładnie, szkoda tylko że poznane w takich okolicznościach ;) A Warszawa paskudna!!!!!

    Ainka - tak, nijakość to dobre słowo...

    Biazol - wrócę, na pewno, już szukam biletów ;) tylko że następna wizyta będzie inna od Erasmusa - bo tylu osób już tam nie będzie...

    OdpowiedzUsuń