wtorek, 18 marca 2008

Kostas w Polsce, część I

Wczoraj do miasta Łodzi przybył słynny cypryjski producent filmowy Kostas M. Komitet powitalny w składzie Ola i ja stanął na wysokości zadania i z dumą pokazywał ciekawsze zakątki Łodzi i okolic. I tak spróbowaliśmy pizzy zbójnickiej, napadliśmy manufakturowe literki, widzieliśmy łagiewnickie pingwiny i kaczuchy, narobiliśmy sobie obciachu w hotelu, zwiedziliśmy ciekawe toalety w Lizard King i Łodzi Kaliskiej. Kostas wyczytał gdzieś że w Polsce należy zostawiać napiwki w wysokości 10% rachunku. Niestety o napiwkach chyba nic nie słyszała kelnerka z LK ;)
Na koniec chciałyśmy wsadzić Kostasa na rikszę, ale okazało się że taksówka wyjdzie taniej. Za taksówką przemawiała jeszcze temperatura podczas jazdy ;)

A za chwilkę Tum, Łęczyca, Biskupin, Gniezno, Poznań - plan napięty ale mamy czas. Tylko ten padający za oknem śnieg z deszczem jakoś nie pasuje do całego harmonogramu...

Ps. Kostas ćwiczy swój polski przed piątkową kolacją z moimi rodzicami, którzy po angielsku umieją chyba tylko "Hapi niu jer". Jak mu idzie możecie zobaczyć w GALERII ;)

4 komentarze:

  1. Mmm :) Widzę, że zwiedzaliście moje ukochane łódzko-okoliczne zakątki :) Bo i Manu, i Lizard, i Łagiewniki :) Kocham te trzy miejsca ponad wszystko :) Rynek w Manu jest takim trochę rynkiem starego miasta, którego Łódź tak naprawdę nigdy nie miała (no ok, ma niby, ale ten rynek z Sukiennicami nigdy nie był dostatecznie eksponowany czy wypromowany). Łagiewniki wraz z Arturówkiem to wręcz genialne miejsce na wycieczkę (ja mam jeszcze do tego stosunkowo niedaleko, pieszo sobie tuptam) :) A Lizard... ach, Lizard! :) Nigdy w żadnym innym klubie nie czułam się lepiej ;) Ech te koncerty bluesowe :) I ci barmani :) I ten klimat :) Co prawda Lizard ma w sobie coś snobistycznego i przychodzi tam dość specyficzna klientela, często widać chociażby Rutkowskiego..., no i jest przeraźliwie drogo... :/ Ale jakoś nie mogę go zamienić na żadne inne miejsce. Lubiłam jeszcze Gniazdo Piratów, ale póki co stare Gniazdo zamknęli, a nowego jeszcze nie otworzyli... Jest jeszcze jedno fajne nastrojowe miejsce, ale w życiu bym tam chyba sama nie trafiła. Rolling Stones się zwie. Ciasno trochę, ale fajny klimat. Owocnego oprowadzania Kostasa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu - to musimy się kiedyś tam spotkać :):)
    powiem ci szczerze że choć mieszkam w łodzi dwa lata to mam wrażenie że zupełnie jej nie znam, jest tyle miejsc w których nie byłam i na pewno wieeele o których nawet nie słyszałam.
    Jak tylko zrobi się cieplej to muszę się wybrać na jakąś wycieczkę koniecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle, nieźle. Szkoda, że nie byłem w PL. Mógłbym był Was oprowadzić po Poznaniu (mieszka się), Gnieźnie (bywa się), a nawet Biskupinie (zna się).

    OdpowiedzUsuń
  4. ojj no widzisz, takie niedogadanie :)
    ale może będzie jeszcze okazja ;)

    OdpowiedzUsuń